Wszystko zdawało się iść na opak
A nikt nie zdawał sobie sprawy, że koniec jest bliski.Czym się kłopoczesz, ojcze? Jafet zeskoczył na platformę z wyższego rusztowania. Najmłodszy z synów Noego był szczupły, ale silny, uśmiech miał podobny do matki. Napił się z bukłaka ojca. Och, wciąż myślę o pracy, jaka jeszcze nas czeka, i o ludziach, których będziemy potrzebować, gdy przyjdzie czas ładowania prowiantu. Ziarno… – Noe przerwał. Z ciężkim westchnieniem opuścił głowę na piersi. Dziś rano wyrobiliśmy piętnaście łokci i jeśli jutro będziemy mieli dość ludzi, prawdopodobnie podciągnie- my o piętnaście więcej – zameldował z entuzjazmem Ja- fet. – Arka wkrótce zostanie ukończona. Powinieneś być szczęśliwy, a nie smutny. Co cię kłopocze? Noe obrzucił Jafeta smutnym spojrzeniem. Nic, synu. Ty i twoi bracia wykonaliście dobrą robotę, i praca wkrótce dobiegnie końca. Po prostu… Ty tak naprawdę myślisz o robotnikach, którzy zginą, jeśli ci nie uwierzą, czyż nie, ojcze? – Jafet usiadł obok Noego. – Ostrzegłeś ich najlepiej, jak umiałeś; każdemu wolno decydować o swoim losie. Noe spojrzał w górę i uśmiechnął się do syna, zbyt młodego na tak mądre słowa. Jafet uspokajająco poklepał ojca po ramieniu i wskoczył na rusztowanie. Noe był człowiekiem nadzwyczajnej odwagi i wiary, który znalazł uznanie w oczach Boga. Żył ze swoją żoną i dziećmi w Mezopotamii, w żyznej zielonej dolinie otoczonej przez wzgórza o łagodnych stokach. Ziemia była piękna, ale ludzie gwałtowni i okrutni.