Odkrycia i relacje z XIX wieku
Był rok 1829. W ciemnym, kamiennym korytarzu panował ziąb i prawie nieziemska cisza. Zdenerwowany podróżnik stał samotnie w długim, wąskim korytarzu starego monasteru św. Jakuba w wiosce Ahora na zboczach góry Ararat. Zastanawiał się, czy ta wizyta – pielgrzymka, jak mówili mnisi – była dobiym pomysłem.Niemniej pokusa zobaczenia skarbów z arki Noego, zamkniętych tutaj, jak wieść niesie, skłoniła go do wysłania do klasztoru kilku listów wyjaśniających powody i pragnienia, które nim kierowały. Dołączył do nich poręczenia akademickie, a potem wyruszył w drogę. Podróż zajęła ponad dwa miesiące i teraz przybysz czuł się okropnie nieprzyjemnie, chociaż powinien być poruszony stojąc o krok od tego, co mogło okazać się jednym z największych odkryć jego życia. Wybiegłby z klasztoru na świeże powietrze, gdyby tylko wiedział, jak znaleźć drogę do wyjścia. Zbudowany w 1088 roku monaster św. Jakuba był mrocznym, cichym labiryntem korytarzy i małych cel z gładkiego polerowanego kamienia. W powietrzu unosił się zapach pleśni. Oczywiście budowla była bardzo stara – według badań przybysza miała osiemset lat. Brakowało jej okien, do środka wpadało niewiele światła słonecznego. Na ścianach wisiały lampy oliwne, ale było ich za mało, by mogły rozjaśnić wnętrze. Rzucały małe aureole blasku otoczone głębokimi, tajemniczymi cieniami. Dla zakonników ciemność, wilgoć i cisza klasztoru prawdopodobnie były kojące i sprzyjały kontemplacji, ale mrok powodował, że po kręgosłupie podróżnika przebiegły ciarki. Wędrowiec nie mógł doczekać się wyjścia.