Dzięki wytrwałości ślimak dotarł do arki.
Ciężkie klatki, worki z ziarnem, olbrzymie dzbany z wodą leżały spiętrzone na ubitej ziemi wokół masywnej drewnianej rampy załadunkowej. Poranne powietrze było duszne i jeszcze chłodne.Jafet ziewnął, przeciągnął się i pochylił, by podnieść następną klatkę, kiedy raptem coś zauważył. Ojcze, patrz! To niewiarygodne! Sem, Naama, chodźcie tu wszyscy, szybko! – krzyknął Noe. – Pospieszcie się, musimy im pomóc. Prędko. Otwórzcie klatki – zawołała Naama do swojej synowej. – Włóż ptaki do środka. Ostrożnie… Ze wszyskich stron – idąc, pełznąc czy sfruwając z nieba – zwierzęta i ptaki każdego rodzaju zbliżały się do arki. Wszystkie poruszały się szybko, jakby kierowane jakąś niewidoczną siłą. Noe i jego rodzina ładowali zapasy na arkę, kiedy Jafet spostrzegł jelenia ostrożnie próbującego wspiąć się na rampę wiodącą do jedynego wejścia arki. Patrzcie, przychodzą tutaj z własnej woli! Same wchodzą do klatek. To zdumiewające! Masz, sypnij im ziarno. Zobacz, czy pójdą za tobą do środka. Popatrz, ojcze, wchodzą. – Jafet zaśmiał się. Jeden jeleń wyjadał mu ziarno z dłoni, a drugi trącał pyskiem jego nogi, gdy syn Noego cofał się po rampie. – Dobrze, dobrze. Chodźcie ze mną… Popatrz na te wszystkie ptaki. Masz, sypnij ziarno blisko klatek. Zobacz, czy wchodzą do środka. One nam ufają. Nie mogę w to uwierzyć. Wlatują do środka! To cudownie… Jest tak, jak Pan powiedział. – Noe roześmiał się, lecz nagle jego głos sposępniał. – Musimy je bezpiecznie umieścić w klatkach i kojcach, mamy mało czasu. – Przyjrzał się pochmurnemu niebu. – Bardzo mało. Zwierzęta mogą to wyczuwać.