Blask życia

Mnich, który spotkał go przy drzwiach, był małomówny, poważny, spowity od stóp do głów w posępną, ciemnobrązową szatę z kapturem. Wszystko w nim zdawało się ponure, brunatne i ciche, jedynie w oczach skrzył się leciutki blask życia. Po dokonaniu prezentacji podróżnik został wprowadzony do środka, by czekać na mnicha, który korespondował z nim przez minione sześć miesięcy.
Zakonnik pojawił się po paru minutach. Był niski i pulchny, miał dołeczki w policzkach i rumianą cerę. Równie małomówny jak jego poprzednik, poprowadził badacza w głąb korytarza, do opata klasztoru. Mnisi nosili płócienne sandały i poruszali się bezgłośnie; wysokie buty podróżnika czyniły hałas. Krępowało go to niepomiernie, gdy podążał za niskim bratem zakonnym.Przebył tysiące kilometrów w celu zobaczenia reliktów z arki Noego i manuskryptu przechowywanego w obrębie kamiennych murów tego posępnego gmachu. Zdawał sobie sprawę, że patriarcha może z łatwością odrzucić jego prośbę. W takim przypadku cały wysiłek poszedłby na marne. Krągły mnich, który nie tyle szedł, ile toczył się korytarzem, wkroczył do celi katolikosa i bezgłośnie zamknął ciężkie drewniane drzwi. Podróżnik został sam na korytarzu. Stojąc pod kamienną ścianą, czuł się dziwnie nie na miejscu. Oczekiwanie i niepewność narastały aż do bólu. W gęstej, przytłaczającej ciszy słyszał jedynie własny oddech. Mnisi pojawili się nagle w kałuży światła, a potem minęli go bez słowa – jedynie skinęli poważnie głowami na powitanie. Gdyby się nie poruszali, można by ich uznać za martwych, tak bardzo wydawali się pozbawieni życia. Wszyscy nosili identyczne długie brązowe szaty, dzięki którym wtapiali się w otoczenie. Miękki szelest habitów był jedynym dźwiękiem towarzyszącym ich przejściu, a po chwili pochłonęła ich ciemność.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *