Przygotowania do Dnia Sądu
Noe poczuł pieczenie w oczach, gdy napłynęły do nich kropelki potu. Przestał przybijać ciężką deskę nad głową i wytarł pot zakurzonymi rękoma. Cofnął się o krok i rozejrzał. Wokół rozbrzmiewał hałas – huk młotów, trzask olbrzymich belek, przekleństwa i krzyki robotników.
Prawie dwudziestu mężczyzn pracowało na trzech poziomach arki – a znalazłby zajęcie dla dalszych pięćdziesięciu. Zbudowanie tak olbrzymiej łodzi było długą i trudną pracą, pełną przerw, wypadków i nieprzewidzianych niebezpieczeństw. Noe złożył dłonie i przyłożył je do ust. Przerwać pracę! – krzyknął. – Odpocznijcie chwilę i napijcie się zimnego napoju. Przekażcie to dalej. Czekał cierpliwie, aż jego komunikat dojdzie do tych, którzy pracowali na drugim końcu masywnej konstrukcji – prawie 135 metrów dalej. Odgłosy przybijania i piłowania szybko ucichły. Noe odetchnął głęboko, wciągając do płuc ciepłe powietrze przesycone aromatem świeżo ciętego drewna i gotującej się żywicy. Zatopiony w myślach usiadł na stosie desek. Pociągnął łyk z bukłaka na wodę, a potem lekko spryskał sobie twarz. Szorstka, przepocona bluza kleiła mu się do skóry, był cały obolały. Ale bardziej od bólu mięśni irytowały go ciągłe kłopoty. Znalezienie i utrzymanie dobrych robotników było stałym i coraz większym problemem. Ciężko było również ustrzec materiały i całość ich pracy przed złodziejami i wandalami. Noe i jego synowie nocą zamieniali się w strażników pilnujących placu budowy, ale i to nie zawsze wystarczało. Sfrustrowany przywołał w myślach Boga. Zastanawiał się, kiedy i jak zdołają ukończyć ten tak monumentalny projekt.